Bądźmy w kontakcie!
Zapisz się do newslettera i otrzymuj podróżnicze informacje na swoją skrzynkę mailową.
Seszele słyną z najpiękniejszych plaż na świecie. Turkusowa woda, piaszczyste plaże, niesamowite skały i piękna pogoda niemal przez cały rok sprawiają, że wyspy są idealne na wakacje marzeń czy romantyczną podróż poślubną. O tym, co warto wiedzieć przed wyjazdem na Seszele przeczytasz w poprzednim wpisie.
Seszele to archipelag 115 wysp, z czego tylko 33 są zamieszkałe. Największa z wysp to Mahé i to na niej znajduje się stolica kraju Victoria. Pozostałe większe wyspy to Praslin (38,8 km²), Silhouette (20,7 km²) i La Digue (10,4 km²). To właśnie te wyspy najczęściej są odwiedzane przez podróżujących. Każda z nich jest wyjątkowa i inna. Warto pamiętać, że Mahe i Praslin to dość duże wyspy i aby móc je swobodnie zwiedzać, należy wypożyczyć auto. Na La Digue bardzo popularnym środkiem transportu są rowery. Jeszcze kilka lat temu ruch samochodowy w ogóle tam nie istniał. Dopiero od niedawna po wyspie jeżdżą małe samochody dostawcze oraz hotelowe pojazdy transportujące gości.
To, na którą wyspę powinieneś się udać zależy od tego, jak długą podróż planujesz. Z doświadczenia wiem, że 3 dni na każdej wyspie to minimum. Jeśli więc planujesz krótszy pobyt niż 10 dni, zdecyduj się na jedną wyspę. Najpiękniejsze plaże znajdziesz na La Digue, ale prawdopodobieństwo, że będziesz na nich sam jest raczej znikome. Jeśli marzy Ci się odpoczynek na pustej plaży – wybierz Praslin. Wyspa ma do zaoferowania mnóstwo rajskich plaż, więc z pewnością znajdziesz te bez innych plażowiczów.
Poniżej przygotowałam listę kilku najpiękniejszych plaż na Mahe, Praslin i La Digue. Więcej plaż znajdziecie w moim Przewodniku Seszele na własną rękę.
Plaża Source d’Argent to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych plaż na całych Seszelach. Nic dziwnego, że to najczęściej fotografowana plaża na świecie! Niesamowite granitowe bloki skalne tworzą oszałamiającą scenerię do spacerowania, fotografowania i kręcenia filmów. Miłośnicy latania dronem będą zachwyceni, bo plaża najpiękniej prezentuje się właśnie z góry. To też idealna sceneria do ślubu w plenerze. O tym, jak zorganizować ślub na Seszelach napisałam w Ebooku Seszele na własną rękę. Jeśli marzy się Wam powiedzenie sobie sakramentalnego „TAK” na wyspach, to te informacje z pewnością Wam się przydadzą.
Plaża Source d’Argent to jedyna plaża na Seszelach, na którą wejście jest płatne (115 SR). Wszystko to za sprawą tego, iż plaża leży na ternie parku L’Union Estate, dawnej plantacji wanilii. Opłata pobierana jest przy wejściu do parku. Płaci się za każde wejście na plażę, czwarte wejście jest darmowe.
Woda przylegająca do plaży jest krystalicznie czysta, a rafa koralowa w niektórych miejscach podchodzi aż do samego brzegu. Masywne granitowe formacje skalne dzielą plażę na kilka przepięknych zatoczek. Najpiękniejszy widok z drona znajdziecie w miejscu, gdzie stoi altana do udzielania ślubów.
Kolejną fantastyczną plażą na La Digue jest Anse Coco. Ogromna zatoczka odgrodzona potężnymi skałami z niesamowicie turkusową wodą sprawi, że zechcesz spędzić na niej cały dzień. Co więcej, na Anse Coco możesz napić się świeżej wody kokosowej, soku z owoców lub zjeść pyszne danie z grilla przygotowane przez lokalsów. Na plażę warto przyjść wcześnie rano, aby uniknąć tłumów i w samotności cieszyć się widokami, a przy okazji zająć sobie zacienione miejsce na plaży. Dojście na plażę wymaga wysiłku – około godzinny spacer wybrzeżem i dżunglą najlepiej zacząć rano, zanim zrobi się gorąco.
Blisko Anse Coco znajduje się plaża Grand Anse. To ogromna, piękna plaża z obu stron oddzielona typowymi seszelskimi skałami. Jest długa i szeroka, pokryta białym, drobnym piaskiem. Pływanie tutaj jest bardzo niebezpieczne ze względu na duże i silne fale. Wszędzie są ostrzegawcze znaki. Czasami pogoda wydaje się cicha i spokojna, ale ocean jest zwodniczy – występują silne prądy podwodne. Na plaży nie ma wielu miejsc, w których można by schować się przed słońcem. Miejscowi uformowali z liści palm kilka szałasików, ale zazwyczaj są one już obstawione – wiecie, taki trochę nasz parawaning, kto pierwszy ten lepszy. Do plaży Grand Anse łatwo dotrzeć, zaraz obok znajduje się spory parking dla rowerów.
Anse Georgette to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych, ale też najbardziej obleganych plaż na Praslin. Znajduje się na prywatnym terenie Hotelu Constance Lemuria. Wejście na plażę jest darmowe, jednak, aby móc na nią wejść, trzeba zarezerwować miejsce na liście. Hotel wprowadził dzienny limit odwiedzających. Można się umówić telefonicznie lub poprosić właściciela miejsca, w którym będziesz nocował o dokonanie rezerwacji. Od bramy do plaży trzeba się przespacerować przez pole golfowe około 15-20 minut. Zabierzcie ze sobą wodę i przekąski, bo na Anse Georgette nie ma żadnego zaplecza gastronomicznego.
Plaża Anse Lazio znajduje się na północno-zachodnim wybrzeżu wyspy Praslin. To przepiękna, wyjątkowa plaża z kilkoma urokliwymi zatoczkami odgrodzonymi od innych formacjami skalnymi. Długość linii brzegowej wynosi 400 metrów. Na wybrzeżu jest miękki biały piasek, plaża otoczona jest ogromnymi skalistymi głazami. Przy plaży rosną palmy, drzewa takamaka, w cieniu których można schować się przed palącym słońcem. Woda przy Anse Lazio jest płytka, a schodzenie dna łagodne. Woda jest czysta, ciepła i przejrzysta. W czasie przypływu woda zbliża się do brzegu. Miękki piasek jest dobry na piesze wędrówki i poranny jogging. Na plaży są ratownicy, a w budkach na plaży można kupić świeżego kokosa i soki owocowe.
Anse Marie Louise to świetne miejsce dla tych, którzy chcą cieszyć się ciszą i być sam na sam z naturą. Plaża jest gładka, bezpieczna, ze spokojną wodą. Wokół rosną drzewa takamaka, palmy i inna tropikalna roślinność. Na kilku drzewach umieszczono huśtawki z opony i deseczek, więc można oddać się dziecięcej radości z widokiem na turkusową wodę. Wybrzeże usiane jest niezwykłym ziarnistym piaskiem zmieszanym z żółto-brązowymi muszlami, woda w zatoce jest spokojna, czysta i przejrzysta. Po prawej stronie znajdziesz charakterystyczne dla Seszeli granitowe skały.
Anse Royale to urocza plaża, do której dojście jest bardzo proste. Znajduje się niemal zaraz przy drodze i parkingu, więc spokojnie możesz zostawić auto kilka metrów od plaży. Brzeg o długości około 1.5 km pokryty jest drobnym piaskiem, a na nim ułożone są losowo ogromne głazy, które dzielą linię plaży na wiele odcinków. To idealne miejsce na spacer lub poranny jogging. Brzeg od ulicy oddzielają gęste zarośla, więc pomimo bliskości drogi, można tutaj odetchnąć. Zejście do wody jest gładkie, a dno morskie piaszczyste, zmieszane z kamykami. Woda jest spokojna, a fale niskie. Wieczorami zdarza się, że miejscowi urządzają imprezy na brzegu. W pobliżu znajduje się wiele kawiarni, barów i restauracji. W nadmorskich sklepach można kupić lub wypożyczyć sprzęt do snorkelingu, nurkowania, wędkowania.W pobliżu brzegu znajduje się rafa koralowa, która chroni ją przed wysokimi falami. Plaża Anse Royale jest bardzo popularna wśród nurków i płetwonurków. W wodach przybrzeżnych można podziwiać bogatą florę i faunę morską. Kolorowe tropikalne ryby można wypatrzyć nawet w płytkiej wodzie.
Grande Anse to ogromna, dwukilometrowa plaża położona na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy Mahe. Można się tam dostać autobusem, taksówką lub wynajętym samochodem. Przystanek jednak znajduje się dość daleko od brzegu. Dojście na plażę spacerem może zająć trochę czasu.
Wybrzeże pokryte jest drobnym białym piaskiem. Zejście do wody jest łagodne, dno piaszczyste i kamieniste, ale turyści nie powinni tutaj pływać ze względu na bardzo wysokie fale. Nie warto ryzykować nawet podczas spokojnego oceanu. W pobliżu brzegu znajdują się niebezpieczne strumienie. Na plaży nie ma tłumów, spotkałam zaledwie 4 osoby. Nie ma tutaj infrastruktury gastronomicznej, ale można trafić na lokalsa sprzedającego kokosy i owoce.
L’Isletta to maleńka, granitowa wysepka gęsto pokryta tropikalną roślinnością. Widać ją doskonale z plaży. Co więcej, podczas odpływu śmiałkowie próbują do niej dojść pieszo. Jest to możliwe, ale należy pamiętać o specjalnych butach do wody. Na dnie są kamienie i koralowce, które mogą ranić stopy. Można tutaj także dopłynąć łódką z Seszelczykiem. Za tą przyjemność każą sobie nieźle płacić, bo 75-100 euro za opłynięcie wyspy.
Marzy Ci się podróż na Seszele, ale wycieczka z biurem podróży przekracza Twój budżet? Chciałbyś samodzielnie zorganizować wyjazd, ale kompletnie nie wiesz, jak się do tego zabrać? Właśnie dla Ciebie napisałam Ebook Seszele na własną rękę! W przewodniku krok po kroku opisuję, jak zorganizować podróż na rajskie wyspy bez pomocy biura podróży. Oto, czego dowiesz się z ebooka:
A co poza tym?
i najlepsze:
Zapisz się do newslettera i otrzymuj podróżnicze informacje na swoją skrzynkę mailową.
Masz ochotę na mały reset, najlepiej w pięknych okolicznościach przyrody, ale nie chcesz tracić połowy urlopu na dojazdy? Czarnogóra to strzał w dziesiątkę. Ma wszystko, czego potrzeba na krótki, intensywny wyjazd — i co najlepsze, wszystko jest blisko siebie. Góry wpadające prosto do morza, klimatyczne miasteczka, dzikie zatoczki i punkty widokowe, które robią robotę. A to wszystko w miejscu, które wciąż nie zostało zadeptane przez tłumy.
Czarnogóra to mały kraj z wielkim sercem. Leży nad Adriatykiem, zaraz obok Chorwacji, ale zamiast rozdmuchanych kurortów znajdziesz tu coś bardziej swojskiego. Klimat bałkański, ale z domieszką śródziemnomorskiej lekkości. Ludzie są gościnni, ceny nadal całkiem przyjazne, a jedzenie? Pyszne i konkretne – jak trzeba. Jeśli więc zastanawiasz się, co zobaczyć w Czarnogórze i czy da się ogarnąć coś sensownego w 4 dni — da się, i to z przytupem.
Ten wpis to gotowy plan zwiedzania Czarnogóry samochodem – bez spiny, ale z konkretem. Opowiem Ci, gdzie warto pojechać, co koniecznie zobaczyć, gdzie zatrzymać się na zdjęcia i gdzie dobrze zjeść. A do tego dorzucę praktyczne wskazówki, żebyś nie musiał się głowić przed wyjazdem.
Sprawdź też moją rolkę na Instagramie TUTAJ, aby zobaczyć miejsca, o których mówię w tym wpisie.
Gotowy? No to ruszamy w drogę!
Najłatwiejsza opcja to tanie linie lotnicze. My lecieliśmy Ryanairem z Gdańska do Podgoricy. Lot kosztował około 400 zł za osobę – z plecakiem, więc spokojnie dało się spakować na 4 dni. Tych połączeń jest coraz więcej, więc spokojnie można upolować coś w dobrej cenie, nawet last minute.
Auto to podstawa, jeśli chcesz naprawdę zobaczyć to, co Czarnogóra ma najlepszego. My wypożyczyliśmy samochód bezpośrednio na lotnisku w Podgoricy w firmie Carwizz. Koszt wynajmu na 4 dni to około 500 zł, ale najważniejsze: wzięliśmy dodatkowe ubezpieczenie za około 14 euro za dobę. Dzięki temu nie musieliśmy blokować żadnego depozytu na karcie. Mega wygoda i zero stresu przy oddawaniu auta.
Stan dróg w Czarnogórze jest naprawdę w porządku. Zdecydowanie lepsze niż w Albanii i zaskakująco dobrze utrzymane. Sieć drogowa jest gęsta i pozwala sprawnie przemieszczać się między największymi atrakcjami. Do czego możemy się przyczepić? Droga dojazdowa łącząca Budvę z Kotorem jest w totalnym remoncie, więc czas przejazdu między tymi dwoma miastami jest znacznie wydłużony.
Jedyna opłata drogowa, jaką ponieśliśmy, to przejazd przez Tunel Sozina w drodze powrotnej na lotnisko.
Co do parkowania — w turystycznych miejscach często trzeba zapłacić, ale kwoty są raczej symboliczne - od 1 do 2 euro za godzinę. Najdrożej jest w Sveti Stefan, gdzie za godzinę trzeba zapłacić 4-5 euro w zależności od sezonu. A jak całkowicie za darmo zaparkować w Sveti Stefan, zdradzam w tym wpisie.
Jeśli planujesz trasę podobną do naszej, oto dwa sprawdzone miejsca:
Zanim ruszysz odkrywać górskie serpentyny, urokliwe zatoczki i kamienne uliczki Kotoru, warto poznać kilka praktycznych spraw. Bo choć Czarnogóra to nieduży kraj, to pod względem organizacji podróży może Cię nieźle zaskoczyć – i to pozytywnie!
Tak, Czarnogóra jest bardzo bezpieczna – to jeden z powodów, dla których ten kraj cieszy się coraz większą popularnością wśród podróżników z Polski. My przez cały pobyt nie mieliśmy żadnej nieprzyjemnej sytuacji. W Budvie, Kotorze czy na mniej turystycznych trasach – wszędzie spotykaliśmy uśmiechniętych, pomocnych ludzi. I to nie jest marketingowy frazes – autentycznie, Czarnogórcy są turbo przyjaźni.
Nie oznacza to oczywiście, że można zapomnieć o zdrowym rozsądku. Jak wszędzie, warto mieć oko na portfel w tłocznych miejscach czy nie zostawiać rzeczy bez nadzoru na plaży. Ale to bardziej standardowa ostrożność niż jakaś konieczność.
Jeśli nie wyobrażasz sobie wyjazdu bez stałego dostępu do mapy, Instagrama i wyszukiwania najbliższej piekarni z burekiem, to dobra wiadomość – Czarnogóra ma świetny zasięg.
My skorzystaliśmy z karty eSIM w Revolucie i działała bez zarzutu – szybki internet LTE nawet w bardziej górzystych terenach. Alternatywnie można kupić lokalną kartę SIM, np. w sieci Telenor czy MTEL, w kioskach lub na lotnisku. Pakiet 10 GB kosztuje około 10–12 EUR, co dla wielu będzie bardziej opłacalne niż drogi roaming od operatora z Polski.
Jeśli Twój telefon obsługuje eSIM – to polecamy właśnie to rozwiązanie. 3GB w Revolucie kosztuje 40 PLN. Nam taki pakiet w zupełności wystarczył, a nawet wróciliśmy z niewykorzystanym w pełni.
Choć Czarnogóra nie jest członkiem Unii Europejskiej ani strefy euro, to... płaci się tam właśnie w euro! I to od lat.
Nie musisz więc wymieniać złotówek na żadną egzotyczną walutę. Wystarczy, że zabierzesz euro z Polski albo wypłacisz je na miejscu z bankomatu. Bankomaty są powszechnie dostępne i akceptują najpopularniejsze karty. Uważaj tylko na prowizje – niektóre bankomaty proponują przewalutowanie z niezbyt korzystnym kursem. Wybieraj „withdrawal without conversion”. W większości restauracji, hoteli i większych sklepów bez problemu zapłacisz kartą. Ale w małych knajpach, straganach czy na parkingach – miej zawsze trochę gotówki.
To pytanie pojawia się bardzo często i wcale się nie dziwimy, bo odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Tak – paszport jest potrzebny, jeśli lecisz samolotem!
Czarnogóra nie należy do strefy Schengen, więc mimo że możesz tam wjechać z dowodem osobistym (np. autem przez Chorwację), to na lotniskach wymagany jest paszport – przynajmniej podczas odprawy i kontroli granicznej. My lecieliśmy z Polski Ryanairem do Podgoricy i paszport był obowiązkowy. Na miejscu nie musisz się nim posługiwać, ale do wylotu bez niego się nie dostaniesz.
Jeśli lubisz zwiedzać w swoim tempie, zatrzymywać się tam, gdzie akurat widok aż krzyczy „zrób mi zdjęcie”, i nie chcesz tracić czasu na komunikację publiczną, to odpowiedź jest prosta: samochód to Twój najlepszy przyjaciel w Czarnogórze.
Plan jest prosty, ale konkretny. Podzieliliśmy Czarnogórę na cztery intensywne dni. Każdy dzień to inne oblicze tego kraju – od górskich widoków po klimatyczne miasteczka z kamienia, aż po wybrzeże, które mogłoby śmiało konkurować z południem Włoch.
Już od pierwszego dnia wiedzieliśmy, że Czarnogóra to był dobry wybór. Gdy tylko opuściliśmy lotnisko w Podgoricy, ruszyliśmy w kierunku miejsca, które od dawna chodziło nam po głowie – Pavlova Strana, czyli punkt widokowy na malowniczą rzekę Rijeka Crnojevića. Jeśli szukasz odpowiedzi na pytanie „Czarnogóra – co zobaczyć na początek?” – to właśnie tutaj powinieneś się udać.
To jedno z tych miejsc, gdzie stoisz, patrzysz i… przez dłuższą chwilę nie mówisz nic. Bo niby widziałeś już różne zdjęcia w internecie, ale w rzeczywistości to wygląda jeszcze lepiej.
Rzeka Crnojevića wije się pomiędzy wzgórzami, tworząc niesamowite zakola, a wszystko to otulone jest zielenią. Latem – eksplozja kolorów, wiosną – soczysta zieleń i mgły nad wodą, a jesienią – ciepłe odcienie pomarańczu. To miejsce wygląda dobrze o każdej porze roku. I uwierz, aparat w telefonie aż się prosi, żeby robić zdjęcia.
Wskazówka: najlepiej podjechać samochodem pod sam punkt widokowy. Miejsce nie jest idealnie oznaczone, więc warto wcześniej wbić w Google Maps: Pavlova Strana Viewpoint. W sezonie nie ma tu tłumów, co też działa na plus.
Po sesji zdjęciowej warto zjechać serpentynami w dół do samej miejscowości Rijeka Crnojevića. To maleńkie, spokojne miasteczko nad rzeką. Znajdziesz tu kilka restauracji i kawiarni z widokiem na wodę – idealne miejsce na kawę albo mały lunch. Nie spodziewaj się tłumów. Raczej cisza, kilka łódek na wodzie i totalny chill.
Można też wykupić krótki rejs po rzece – więc, jeśli masz czas i chcesz zobaczyć okolicę z innej perspektywy, warto.
Drugi dzień naszej podróży to czysta przyjemność – zero pośpiechu, maksimum spacerów i pocztówkowych widoków. Rano ruszyliśmy do Budvy, żeby zgubić się (dosłownie!) w uliczkach Starego Miasta, a popołudnie spędziliśmy w okolicy Sveti Stefan – tej słynnej wysepki, którą widzieliście już pewnie na setkach zdjęć z drona.
Wielu kojarzy Budvę z imprezami i hotelami, ale dla nas najcenniejsza była Stara Budva – czyli niewielkie, zamknięte w murach śródziemnomorskie stare miasto, które momentami przypomina bardziej Dubrownik w miniaturze niż wakacyjny kurort.
Spacerując po wąskich kamiennych uliczkach, co chwila trafiasz na małe galerie, lokalne butiki, klimatyczne knajpki i kościoły, które pamiętają czasy Wenecjan. Są też fragmenty murów miejskich, na które można wejść i spojrzeć na morze z góry. Tylko uwaga – latem bywa tu tłoczno, więc najlepiej przyjść rano albo wieczorem.
Po porannym spacerze w Starej Budvie ruszyliśmy na południe, w stronę Sveti Stefan. To tylko około 15–20 minut jazdy samochodem, ale różnica w klimacie ogromna – tutaj zaczyna się luksus.
Choć kiedyś mieścił się tam luksusowy hotel Aman Resort, dziś wyspa jest zamknięta dla turystów. Ale spokojnie – najpiękniejsze i tak dzieje się na zewnątrz, bo widok na wysepkę to nadal jeden z najbardziej efektownych krajobrazów w całej Czarnogórze. Najlepsze zdjęcia zrobisz z punktu widokowego przy głównej drodze, tuż nad zatoczką (np. okolice Villa Slavica albo punkt panoramiczny na górze).
O Sveti Stefan i historii tego miejsca napisałam osobny, bardziej szczegółowy przewodnik tutaj.
Trzeciego dnia wybraliśmy się do Kotoru – miasta, które łączy klimat średniowiecza z surowością gór i spokojem zatoki. Jeśli lubisz kręte, wąskie uliczki, kamienne domy i zapach kawy o poranku, to pokochasz to miejsce od razu.
Kotor leży w Boka Kotorska, czyli malowniczym fiordzie, który nie bez powodu nazywany jest "najdalej wysuniętym fiordem południa". Już sam dojazd serpentynami daje emocje!
Miasto wpisane jest na listę UNESCO i choć nie jest duże, to można się tam naprawdę zgubić (i to jest jego największy urok!). Przechadzając się uliczkami, co chwilę trafialiśmy na ukryte place, mini kawiarenki i zaułki, które wyglądały jak z filmowego planu.
W centrum znajduje się sporo kotów – dosłownie. Kotor to prawdziwa kocia stolica Czarnogóry. Sklepiki z magnesami z kotami, pomnik kota, a nawet muzeum kotów – serio, miłośnicy mruczków będą w niebie.
Ale najważniejszy punkt dnia to wejście na twierdzę św. Jana. Jeśli jesteś fanem widoków „na wysokości” – to jest punkt obowiązkowy. Przygotuj się na około 1350 kamiennych schodów. Brzmi groźnie? No, trochę tak – ale widok z góry wynagradza wszystko. Widzisz całą zatokę, dachy Kotoru, góry i błękit wody, który mieni się jak w Photoshopie.
Bilet kosztuje 15 euro za osobę (stan na 2025 rok) i można go kupić przy wejściu. My weszliśmy wcześnie rano – około 8:30 – i to był strzał w dziesiątkę. Nie było jeszcze tłumów, a słońce dopiero zaczynało przygrzewać.
Tip: Zabierz ze sobą wodę, krem z filtrem, czapkę i dobre buty – niektóre stopnie są nierówne i śliskie. Spodziewaj się, że może też mocno wiać na górze. Na górze warto zostać chwilę dłużej – odpocząć, popatrzeć na panoramę i po prostu nacieszyć się tym momentem. To jeden z tych widoków, które na długo zostają w głowie.
Na zakończenie naszego czarnogórskiego wypadu zaplanowaliśmy coś wyjątkowego, ale już na totalnym luzie – żeby nacieszyć się klimatem i nie gonić z miejsca na miejsce. Padło na Perast, urocze miasteczko oddalone od Kotoru o jakieś 20 minut jazdy samochodem. Choć malutkie (ma niespełna 400 mieszkańców!), to absolutnie bajkowe.
Tu nie chodzi o „co zobaczyć” – chodzi o to, żeby tu być. Perast ma tylko jedną główną ulicę, ciągnącą się wzdłuż wybrzeża. Spacerując nią, mijasz eleganckie kamienice, zabytkowe kościółki i kilka nienachalnych restauracji z tarasami niemal wchodzącymi do morza. To miejsce, gdzie czas się zatrzymał, a Ty masz ochotę zatrzymać się razem z nim.
Jedną z największych atrakcji Perastu jest możliwość rejsu łódką na Wyspę Matki Boskiej na Skale (Gospa od Škrpjela). To sztuczna wysepka z barokowym kościołem o charakterystycznej niebieskiej kopule, którą widać już z brzegu.
Cena rejsu: 20 EUR za osobę z wypłynięciem z Kotoru.
Czas rejsu: dosłownie 40 minut w jedną stronę, ale wrażenia – bezcenne.
Na wyspie można wejść do środka kościoła i niewielkiego muzeum, ale największą frajdą jest po prostu rozejrzenie się wokół – 360 stopni widoków na góry, wodę i Perast w oddali. Uwaga – w sezonie bywa tłoczno, więc polecamy wybrać się tam rano lub przed zachodem słońca, kiedy wszystko robi się złote i spokojniejsze.
Plan ułożyliśmy w formie pętli, żeby nie robić kilometrów na darmo. Samochód wypożyczyliśmy na lotnisku w Podgoricy, więc stąd zaczynaliśmy i tu wracaliśmy.
Trasa wyglądała tak:
Podgorica ➡ Pavlova Strana ➡ Budva (nocleg) ➡ Sveti Stefan ➡ Kotor ➡ Dobrota (nocleg) ➡ Perast ➡ Podgorica
Dziennie pokonywaliśmy ok. 50–100 km, więc spokojnie dało się wszystko ogarnąć bez pośpiechu. Czarnogóra jest kompaktowa – to jej ogromny atut. Nie marnujesz dnia na jazdę, a zmieniasz klimat co kilka godzin.
Czarnogóra to jeden z tych krajów, które zaskakują już od pierwszego dnia. Mimo niewielkiej powierzchni, oferuje mnóstwo różnorodnych atrakcji – od klimatycznych starówek po spektakularne widoki na góry i zatoki. Ten czterodniowy plan zwiedzania pozwoli Ci zobaczyć najważniejsze perełki: Budvę, Kotor, Perast i kultowy Sveti Stefan.
Dzięki samochodowi możesz wygodnie poruszać się między miejscami i zatrzymywać tam, gdzie widoki zapierają dech. Warto jednak wcześniej dobrze zaplanować trasę i zarezerwować noclegi – zwłaszcza w sezonie letnim.
Czy Czarnogóra jest droga? Nie. W porównaniu do zachodniej Europy ceny są wciąż przystępne – zarówno jeśli chodzi o jedzenie, paliwo, jak i atrakcje.
Czarnogóra w 4 dni to świetny wybór dla każdego, kto szuka połączenia pięknych widoków, plaż, historii i spokoju. I choć na pewno nie zobaczysz wszystkiego, ten plan daje Ci solidną bazę i… apetyt na więcej.
3 thoughts on “Najpiękniejsze plaże na Seszelach”
Cudowny wpis i zdjęcia! Lista plaż przyda mi się, bo w listopadzie lecę na Seszele po raz pierwszy i już nie mogę się doczekać! <3
Przepiękne zdjęcia, wyglądają jak obrazy! Strasznie zazdroszczę wyjazdu na Seszele, u mnie cały czas na liście marzeń ♥️
Super wpis! W ogóle cały Twój blog jest piękny i czytelny ♥️